piątek, 7 stycznia 2011

Nowy, ze starym w tle…

Styczeń to dla mnie miesiąc, który wcale nie rozpoczyna nowego, ale kończy stare, bo ciągle czuję oddech grudnia i minionego roku. A za sprawą różnych podsumowań i analiz cała jestem jeszcze w 2010 roku. To przymusowe rozpamiętywanie (podczas pisania sprawozdań) tego, co wydarzyło się w maju, lipcu czy październiku ma też i swoje dobre strony. Kiedy oglądam zdjęcia przypominają mi się słoneczne dni w czerwcu i to miłe zamieszanie na placu Pokoju w trakcie powstawania filmu „Tajemnica pastora”. A lipiec? Dużo, dużo dobrego! Ale przede wszystkim teatralna premiera w Cafe 7, podczas której letni ogródek kawiarni świetnie sprawdził się w roli amfiteatru dla spektaklu „Kłamstwo czy żart?”. I jeszcze Festiwal Bachowski z tą atmosferą odświętności i podekscytowania. Po koncertach w kościele przenosiliśmy się do Cafe 7, żeby pobyć z muzykami, z przyjaciółmi i porozmawiać. Potem kolejne miesiące aż do grudnia odmierzał mi Dolnośląski Szlak UNESCO w… Polsce. Każdy miesiąc był inny, bo różne były miasta, do których przyjeżdżaliśmy z opowieścią o dolnośląskich zabytkach. Toruń, Zamość, Kraków, Wieliczka i Wrocław. Ludzie, sytuacje i miejsca. Zmieniające się rzeczywistości niczym w kalejdoskopie. W grudniu z ogromną przyjemnością przeczytałam dwie książki z biblioteki Kościoła Pokoju :) Była to sztuka teatralna pt.: „Laura Graefin von Pilos”, przełożona na język polski przez prof. Wojciecha Kunickiego oraz opracowanie na temat świdnickich starodruków wykonane przez dra Piotra Oszczanowskiego. Na moim biurku czekają na chwilę czasu (po napisaniu sprawozdań) dwa rękopisy, a właściwie materiały źródłowe traktujące o powstaniu Kościoła Pokoju. Także i te pozycje mogę już przeczytać w języku polskim, bo tłumaczeniem i opracowaniem ich zajęli się prof. Wojciech Krawczuk i dr Adam Górski. I bardzo dobra wiadomość - najpóźniej w marcu 2011 r. każdy te cztery e-Booki będzie mógł znaleźć w Internecie :)

W nowym 2011 roku, tak naprawdę nie miałam jeszcze czasu na dotknięcie śniegu i pomimo mrozów nie przemarzłam podczas długiego spaceru. Póki co, zimę podziwiam z nad klawiatury komputera.