czwartek, 20 stycznia 2011

Perspektywa...

Mądrzy ludzie powiadają: "Uważaj czego sobie życzysz, bo może się spełnić". Mają rację. Nie od dziś wiadomo, że "przysłowia są mądrością narodu". W ostatnim wpisie, życzyłem sobie i Państwu, by czas zwolnił. I faktycznie zwolnił. Nie ma chyba lepszego miejsca by to zaobserwować, jak z perspektywy pacjenta na szpitalnym korytarzu. Nie będę narzekał zgodnie z modą na służbę zdrowia, wychodzę bowiem z założenia, że nie ma złych i dobrych lekarzy, pielęgniarek, policjantów czy nauczycieli. Wszyscy są po prostu ludźmi o często bardzo rożnym podejściu do innego człowieka. Mnie zainteresował właśnie problem perspektywy postrzegania czasu. Pędziłem w ubiegłym roku pomiędzy sprawami i często nie mogłem zdążyć. Wreszcie właśnie na szpitalnym korytarzu znalazłem czas na oddech. Jak ten ślimak z telewizyjnej reklamy na dworcu kolejowym. Dziwiłem się tym biegającym, zadyszanym ludziom, którzy odwiedzali bliskich. Pomyślałem wtedy o Świdniczanach żyjących w XVI-XVII wieku, o tych którzy potrafili ze wszystkim zdążyć. O ludziach, którzy czekali na listy od znajomych nie kilka chwil, czy dni, ale kilka miesięcy. Poczułem żal, że nie potrafimy tak do końca cieszyć się chwilą. Jasne, że teraz żyjemy bardziej komfortowo, bezpieczniej, może nawet radośniej, ale zapłaciliśmy za to rozumieniem radości chwili i utraceniem kontroli płynącego czasu. Po 14 dniach odbierając wypis patrzyłem na pacjentów majestatycznie sunących korytarzami prawie z zazdrością, bo mój czas wrócił do dawnego pędu, choć może nie, teraz chyba troszkę bardziej go cenię, ale wiem, ze sam wkrótce dam się wciągnąć w pędzący wir zdarzeń. Choć już się przekonałem, że człowiek który zwalnia generalnie zdąży zrobić więcej niż ten który wciąż biegnie, to jednak przegram ten pojedynek sam ze sobą po raz kolejny.

Puste pudełko i emocje

Znajomy przesłał mi wczoraj link do pewnego filmiku zamieszczonego na youtoube. Jest to fragment występu Marka Gungora, który w swoim stand-upie próbuje odpowiedzieć na pytanie „Czym różni się mózg mężczyzny od mózgu kobiety?”. Kobiety i mężczyźni siedzący na widowni zaśmiewają się niemal po każdym jego zdaniu. Najpierw śmieszny wydaje się mózg mężczyzny. Złożony z pudełek posiada osobne przestrzenie dla osób i rzeczy. Swoje miejsce mają tu więc żona, dzieci, przyjaciele, jak i samochód, dom, praca zawodowa , itp. Ale najważniejsze w mózgu mężczyzny jest pudełko… całkiem puste. Podobno trudno nam, kobietom to zrozumieć, ale stanowi ono dla nich największą wartość. Widzowie zaśmiewają się równie głośno słuchając prezentacji na temat mózgu kobiet. Według Marka stanowi on jeden wielki konglomerat rzeczy i połączeń między nimi. Wszystko tu wynika jedno z drugiego. Bo przecież samochód łączy się z pracą, praca z pieniędzmi, dziecko z matką, itd. Zauważamy przede wszystkim ruch, ruch, ruch napędzany przez energię zwaną emocjami. Strasznie uproszczony schemat ról kobiet i mężczyzn. Jeszcze jeden krok dalej i dowiedziałabym się do czego predestynuje kobiety i mężczyzn ich biologiczność. Nie w każdym stanie ducha można się śmiać słuchając czegoś takiego …. Mnie dziś Marek nie rozśmieszył.

piątek, 7 stycznia 2011

Nowy, ze starym w tle…

Styczeń to dla mnie miesiąc, który wcale nie rozpoczyna nowego, ale kończy stare, bo ciągle czuję oddech grudnia i minionego roku. A za sprawą różnych podsumowań i analiz cała jestem jeszcze w 2010 roku. To przymusowe rozpamiętywanie (podczas pisania sprawozdań) tego, co wydarzyło się w maju, lipcu czy październiku ma też i swoje dobre strony. Kiedy oglądam zdjęcia przypominają mi się słoneczne dni w czerwcu i to miłe zamieszanie na placu Pokoju w trakcie powstawania filmu „Tajemnica pastora”. A lipiec? Dużo, dużo dobrego! Ale przede wszystkim teatralna premiera w Cafe 7, podczas której letni ogródek kawiarni świetnie sprawdził się w roli amfiteatru dla spektaklu „Kłamstwo czy żart?”. I jeszcze Festiwal Bachowski z tą atmosferą odświętności i podekscytowania. Po koncertach w kościele przenosiliśmy się do Cafe 7, żeby pobyć z muzykami, z przyjaciółmi i porozmawiać. Potem kolejne miesiące aż do grudnia odmierzał mi Dolnośląski Szlak UNESCO w… Polsce. Każdy miesiąc był inny, bo różne były miasta, do których przyjeżdżaliśmy z opowieścią o dolnośląskich zabytkach. Toruń, Zamość, Kraków, Wieliczka i Wrocław. Ludzie, sytuacje i miejsca. Zmieniające się rzeczywistości niczym w kalejdoskopie. W grudniu z ogromną przyjemnością przeczytałam dwie książki z biblioteki Kościoła Pokoju :) Była to sztuka teatralna pt.: „Laura Graefin von Pilos”, przełożona na język polski przez prof. Wojciecha Kunickiego oraz opracowanie na temat świdnickich starodruków wykonane przez dra Piotra Oszczanowskiego. Na moim biurku czekają na chwilę czasu (po napisaniu sprawozdań) dwa rękopisy, a właściwie materiały źródłowe traktujące o powstaniu Kościoła Pokoju. Także i te pozycje mogę już przeczytać w języku polskim, bo tłumaczeniem i opracowaniem ich zajęli się prof. Wojciech Krawczuk i dr Adam Górski. I bardzo dobra wiadomość - najpóźniej w marcu 2011 r. każdy te cztery e-Booki będzie mógł znaleźć w Internecie :)

W nowym 2011 roku, tak naprawdę nie miałam jeszcze czasu na dotknięcie śniegu i pomimo mrozów nie przemarzłam podczas długiego spaceru. Póki co, zimę podziwiam z nad klawiatury komputera.